sobota, 22 marca 2014

Rozdział 5

    Burza myśli. Raczej tornado. Całe popołudnie myślałam o Ryanie. Jejku! Czemu myślę o tym kretynie?!
Nie umiałam odpowiedzieć na to pytanie. Ale te myśli wcale nie były nieprzyjemne... raczej miłe, nawet kilka razy się uśmiechnęłam.
    Ryan i Justin. Tylko ci dwaj nie dawali mi spokoju.
Długo tak leżałam z tym wszystkim aż do pokoju weszła mama.
- Evyss, zróbże coś ze sobą. Masz tyle tu sklepów, atrakcji, a leżysz i nic nie robisz! - powiedziała niezadowolona.
- Mhm... racja, mamo. Chyba pójdę na spacer. Gdzie tata?- spytałam
- Pływa. Jakiś Ryan, Dyan... nie wiem, w każdym razie pytał się o ciebie. Jest na dole, przy recepcji.
- Ohn... nie da mi spokoju. Idę.
     
*********************************************************************************
 - Hm?- szturchnęłam blondyna siedzącego na czerwonej kanapie.
- O! Jesteś ! - wstał patrząc we mnie przez okulary Armaniego, po czym wtulił się we mnie z całym impentem.
- Whoah! Od kiedy tak się witamy ? - zdziwiona odepchnęłam go od siebie.
- Przepraszam... Myślałem...
- Dobra, na razie nie myśl. Raczej zabierz mnie gdzieś bo umieram z nudów.
- Oczywiście, księżniczko, jestem do usług.
Szarmancko uśmiechnięty podszedł do szklanych drzwi i otworzył je skłaniając się przede mną.
Buchnęło na mnie zimne, gryzące powietrze. Niebo, lekko granatowe,  patrzyło na wszystkich przez liczne, świecące "oczy".
   We dwójkę raźnym krokiem ruszyliśmy w stronę parku, gdzie młodzi i starsi spacerowali to przytuleni, to trzymając się za dłonie.
Poczułam ukłucie zazdrości. Od razu skarciłam to w sobie i zwróciłam się do wyższego ode mnie blondyna.
- Ładnie tu. Nie sądziłam, że w takim mieście może być choć jedno takie miejsce...
- Rzeczywiście. Piękna okolica, zero pijaków czy gwałcicieli różnego rodzaju. Sami zakochani... - powiedział.
Poczułam na sobie jego spojrzenie. Nieświadomie zaśmiałam się pokazując zadbane, równe zęby.
- Z czego się śmiejesz? - spytał lekko się uśmiechając
- Sama nie wiem. Po prostu, dziwnie z nami wyszło. Rzuciłam w ciebie szejkiem! - zaśmiałam się jeszcze głośniej - a teraz... Spacerujemy sobie po parku jak dwa aniołki.
- Cóż, dałaś początek nowemu etapowi mojego życia.
Zatrzymał się. Zdziwiona zrobiłam to samo. On odwrócił się w moją stronę i spojrzał mi głęboko w oczy.
Ten ocean, mieszany ze śniegiem w jego oczach sprawiał, że nie byłam w stanie mrugnąć. Tępo wpatrywałam się w jego idealnie wyrzeźbioną twarz.
- Od razu stwierdziłem, że nie jesteś normalna -  wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Nie słynę z bycia kimś normalnym, wybacz. Czemu taki wymoczek jak ty zaczął krzyczeć do dziewczyny w czerni ?! - zaśmiałam się udając oburzenie.
- Wymoczek powiadasz... Cóż sam nie wiem. Moje usta same otworzyły się na twój widok... I teraz robią to samo.
  Chwycił mnie za szyję i przyciągnął do siebie. Nasze usta złączone w pocałunku zaczęły się nawzajem muskać. Nagle coś się we mnie obudziło.
  Bez zastanowienia zamknęłam usta i odstąpiłam od Ryana.
- Czemu to zrobiłeś ?! - krzyknęłam.
- Myślałem, że tego właśnie chcesz!
- Powiedziałam żebyś nie myślał!
  Prędkim krokiem oddalałam się od zamurowanego chłopaka. Usłyszałam kroki tuż za mną, sama postanowiłam przyspieszyć.
- No zaczekaj!
Chwycił mnie za nadgarstek i zatrzymał zdecydowanym ruchem.
- Przepraszam, dobrze?! Przepraszam! Po prostu... nie mogłem tego powstrzymać!
- Czego?! wylizania mi twarzy?!
- Kocham Cię... - westchnął, zmęczony zaszłą sytuacją.
Wytrzeszczyłam na niego oczy. Zdziwiona uwolniłam się z jego uścisku
- Wróćmy już do hotelu. - powiedziałam i nie czekając na odpowiedź ruszyłam w stronę przejścia dla pieszych.
   Przebyliśmy tę drogę w milczeniu. Każde miało sprawę do przemyślenia, każdemu było trudno. Każdy był zdziwiony.
Po wyjściu z windy na 4 piętrze, powiedziałam:
- Dzięki... i przepraszam, jestem zbyt gwałtowna.
- Nie ma w tym ani trochę twojej winy, koniec tematu. - uśmiechnął się - śpij dobrze aniołku.
Pytająco spojrzał na mnie, a ja mentalnie wydałam zgodę na wszystko co tylko chciał zrobić. Czułam się po prostu zakochana. Nie wiem jak to się stało, ledwo dwa dni minęły...
   Postąpił krok i pocałował mnie w czoło, uśmiechnął się i odszedł.
Nacisnęłam klamkę i z kretyńskim uśmiechem weszłam do ciepłego pokoju.
Nikogo nie było, mogłam się tego spodziewać, była 20.00 - czas wyjść.
Alyss pewnie jeszcze nie wróciła, a rodzice znowu się z kimś spotkali.
Zalogowałam się na facebooku i nawet nie mrugając napisałam o wszystkim Cassandrze.
___________________________________________________________________

Dłuuga przerwa, przepraszam ;/